Chciałabym was zaprosić na rozmowę z Kamilą Tokarską – osobą, dzięki której nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym jestem. Pewnie nigdy nie zaczęłabym nagrywać podcastu, gdyby nie ona. Kamila, byłaś pierwszą osobą, która nauczyła mnie, jak to robić. Mimo że miałam mnóstwo stresów i bałam się odsłuchiwać siebie, pokazałaś mi, że naprawdę każdy może to robić.
Nie powiedziałabym, że każdy może, ale ty naprawdę masz zaparcie i prowadzisz ten projekt od dłuższego czasu. To też nie jest projekt sobie a muzom, tylko konkretnie przemyślany, żeby wspierać twój biznes. Więc ja na twoim miejscu nie umniejszałabym siebie.
Powiem Ci, Kamila – może to zabrzmi dziwnie – ale ten odcinek będzie jubileuszowy, a ja wciąż mam problem z odsłuchiwaniem siebie. Kiedyś nawet napisałam o tym post. To jest naprawdę autentyczne. Mam trudność ze słuchaniem własnego głosu. To dla mnie wychodzenie ze strefy komfortu. A to, co mi dałaś na samym początku, kiedy zaczynałyśmy – że powiedziałaś, czym to nagrywać, jak to zrobić – to było dla mnie ważne.
Dzisiaj chciałabym, żebyś opowiedziała o sobie, żeby pokazać osobom, które mnie słuchają, że to wcale nie jest takie trudne i że można to wypracować. Jeśli dobrze pamiętam, napisałaś na swojej stronie, że pandemia była takim momentem, kiedy usiadłaś i zaczęłaś nagrywać podcast. Gdybyś mogła opowiedzieć, co cię do tego zainspirowało i jak wyglądały pierwsze kroki?
To w ogóle były takie szalone czasy. Myślę, że wtedy albo ktoś wpadał w totalnego doła i miał poczucie, że wszystko jest bez sensu, albo zaczynał robić swój własny projekt, albo coś zupełnie nowego w pracy. Było widać, że to, co się kiedyś robiło, już nie działa. A z drugiej strony, nie było na co czekać. Jeśli od dwóch lat coś planujesz, to kiedy, jak nie teraz? Najlepszy czas jest właśnie dziś. Poza tym wiele osób miało wtedy wreszcie czas, bo byli w domach. Ja też jestem introwertyczką, więc odzyskałam sporo energii, którą wcześniej traciłam na dojazdy, na te wszystkie „gadki-szmatki”. Wreszcie mogłam bardziej spojrzeć w siebie i zobaczyć, że tę siłę i energię mam – tylko wcześniej ją rozpraszałam na tysiące zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Ale nie zaczynałam od żadnego kursu. Zaczęłam po prostu uczyć się, robiąc. To nie było tak, że zapisałam się na kurs i wiedziałam dokładnie, co robić. I właśnie dlatego, kiedy później sama zaczęłam uczyć ludzi, to myślę, że byłam taką osobą, której sama wtedy potrzebowałam, tylko jej wtedy nie było. Musiałam wszystko ogarniać sama, krok po kroku, jak to się w ogóle robi. Zajęło mi to dużo czasu. Te pierwsze odcinki są straszne i mam nadzieję, że nikt nigdy ich nie będzie słuchał.
Rozumiem, że to jest tak, jak rozmawiałyśmy kiedyś na początku, kiedy trafiłam do ciebie – że najpierw musi być jakoś, żeby potem mogła się pojawić jakość. Moim zdaniem i tak najtrudniejsze jest, aby zacząć. Ale jak już się zacznie, to potem jakoś to idzie i człowiek sam zaczyna się rozwijać, widzi postępy. Ale powiedz, skąd brałaś wiedzę o tym, jak to wszystko składać, czym nagrywać? Bo dla mnie właśnie to było na początku najtrudniejsze.
Kiedy zaczęłam nagrywać ten podcast, pomyślałam sobie, że stworzę coś w rodzaju portfolio – może to nie jest dobre słowo, ale chciałam po prostu wyrzucić z głowy wszystko, co mnie interesuje, co wiem, i zobaczyć to opublikowane w internecie. Zobaczyć odcinki, zobaczyć obszary, które mnie ciekawią – coś, co mnie pasjonuje, ale nie w takiej rozbabranej, domowej formie. Takiej, że niby wiem, że się na czymś znam, czuję się ekspertką, ale nikt o tym nie wie i mam taki miszmasz w głowie. Chciałam zobaczyć to wszystko w uporządkowanej formie – że to już jest w internecie, można kliknąć play, można to znaleźć przez wyszukiwarkę i zobaczyć mnie w tej wersji. To była dla mnie taka motywacja.
Traktowałam ten podcast trochę jak dziennik, trochę jak psychoterapię, a trochę jak towarzysza nauki. Ja się wtedy bardzo dużo uczyłam, m.in. mówienia do ludzi. Ale nie takiego mówienia o wszystkim i o niczym, tylko konkretnego. Podcast to bardzo zwarta forma. My się znamy z Martyną, ale w nagraniu nie ma miejsca na dygresje typu: Co u ciebie? Jest konkretny temat i trzeba to zebrać w całość – zacząć w jednym punkcie i na końcu tam wrócić, żeby była jakaś pętla. To naprawdę bardzo porządkuje w głowie i uczy takich umiejętności, nawet jeśli na początku się ich nie ma.
Bycie podcasterem to też pewna tożsamość. Nie wiem, czy to jest jakiś wielki archetyp, taka pani redaktor, ale to z czasem zaczyna budować twoją tożsamość. Myślę, że ty masz podobnie, Martyna. Bo później ludzie już cię kojarzą. Przychodzi klient i nie traktuje cię jak jednej z dziesięciu osób, nie zastanawia się, czy jesteś szefową firmy, czy asystentką. On wie, do kogo przychodzi. Zna twoją energię, miał już próbkę tego, czym się zajmujesz. Często patrzy na ciebie z dołu, bo jesteś wielką podcasterką w tym temacie, więc na pewno jesteś ekspertką i znasz się na rzeczy.
To na pewno buduje – z perspektywy tego, jak układałyśmy mój podcast. Poniekąd daje to taką wizję eksperta, więc to na pewno jest fajne. I myślę, że masz rację, mówiąc, że wtedy wszyscy przychodzą i trochę się wyróżniasz na tle konkurencji.
Mimo że nagrywanie podcastu kojarzy się raczej z ekstrawertyzmem, z tym że trzeba się otworzyć, to bycie introwertykiem może sprawiać, że jest się dobrym podcasterem. Nawet jeśli trzeba się uzewnętrzniać. Wydaje mi się, że introwertycy potrafią lepiej słuchać, są bardziej skupieni, mają większy fokus. A jak to było u ciebie na początku? Miałaś jakiś największy opór, coś, czego się bałaś przy nagrywaniu podcastu?
U mnie to był lęk przed widocznością. To jest duży temat. Nie tylko u mnie, bo wiele osób, które przychodzą, ma tak, że boi się wyjścia do świata. Tego, że nie będziemy już całkiem anonimowi. Dlatego ja dalej nagrywam podcast audio, bo to jest taka wersja, która nie wychodzi ze strefy komfortu, żeby nas całkiem nie zniszczyć. Właściwie projekt z wideo zaczęłam nagrywać dopiero teraz, z założeniem, że to będzie YouTube i ważne jest, jak to wszystko wygląda. To jest jak stanie przed rzeką i nieumiejętność pływania – musisz coś ogarnąć, bo inaczej nie zrobisz tego. Dla mnie te techniczne rzeczy były dość ważne. Jeśli chodzi o psychologiczne sprawy, to chodziło o to, czy ktoś tego będzie słuchał. Ale tak jak mówiłaś o introwertyzmie, zaletą podcastów robionych przez introwertyków jest to, że introwertyk nie ma takiej wiary w siebie, że sama jego osoba wystarczy. To coś, co ja mam teraz po pięciu latach nagrywania podcastu: jeśli ktoś mnie zaprosi, mogę się umówić za pół godziny i nie muszę się przygotowywać, bo wiem, że tak długo zajmuję się tym tematem, że będzie okej. Ale kiedy zaczynałam, wiedziałam, że muszę dać ludziom jakąś wartość, bo moja osoba i jej zajebistość same nie wystarczą, żeby ten projekt pociągnąć.
Masz ten hiperfokus i chcesz dać tak wysoką jakość, żeby faktycznie ludzie do ciebie wracali. Wiesz co, jak przeglądałam informacje na twojej stronie, to zobaczyłam, że zostałaś nominowana na gali TOP10 na Gala Twórców i dostałaś jedną z nominacji w 2024 roku, więc na pewno twój podcast jest doceniany. Jakbyś mogła opowiedzieć o swoim podcaście – o czym tam opowiadasz, o wszystkich sezonach, jaki miałeś cel, i w którym kierunku chcesz zmierzać?
Podcast ma już 5 lat i stał się trochę częścią mojego życia. Nagrywam odcinki dość bezwysiłkowo. Na przykład będąc na festiwalu, mogę zapytać fajną osobę, czy chce wystąpić, i nagrać coś w namiocie, nawet jak pada deszcz. Nagrywam z ludźmi, których spotykam na co dzień, więc nie muszę już szukać gości ani wymyślać tematów. Rozmawiam o tym, co mnie w danym momencie interesuje, z osobami, które spotkałam na konferencji czy które pojawiły się w moim życiu. Ponieważ ten projekt istnieje od pięciu lat, jest już rozpoznawalny. Może ludzie nie kojarzą mojej twarzy czy nazwiska, ale gdy mówię, że nagrywam podcast i podaję jego nazwę, wiele osób mówi, że kiedyś go słuchało albo go kojarzy. To jest trochę inna sytuacja, niż jak się dopiero zaczyna i ma się taki luz, że właściwie czego by się nie powiedziało w tym podcaście, to będzie dobrze.
Na początku bardzo zależało mi, żeby podcast był rozpoznawalny, dlatego nominacje były dla mnie naprawdę ważne. Teraz bardziej chciałabym mieć fajne rozmowy z innymi podcasterkami, pójść w kierunku bycia gościem w innych podcastach i budować relacje z dziewczynami, które też nagrywają podcasty, niż zdobywać jakieś oficjalne plakietki czy nagrody. Jednak takie rankingi na pewno pomagają dotrzeć do nowych osób, co jest fajnym sposobem na pozyskanie słuchaczy, którzy normalnie by o mnie nie usłyszeli. Mimo to dalej nagrywam audio i czuję się dzięki temu anonimowa, więc nie jest to dla mnie aż tak straszne.
A w jaki sposób docierasz do swoich słuchaczy? Czy to głównie przez social media, czy masz też inne sprawdzone sposoby dla osób, które chciałyby zacząć, żeby móc wypromować swoją markę i być bardziej rozpoznawalnymi?
Przede wszystkim mówię, że mam podcast. Jeśli jestem na jakimś spotkaniu na żywo, na wykładzie czy networkingu, to wszystkim mówię, że mam podcast i że można go posłuchać na Spotify – wystarczy wpisać Dobrostan, a ja wtedy wyskakuję jak z lodówki. Po drugie, mam podcast z gośćmi, więc trochę mam łatwiej, bo jeśli ktoś wystąpi w podcaście, to zwykle sam o tym mówi osobom, które chcą tego słuchać. W ten sposób docieram do społeczności gościa, który był u mnie w podcaście. Czyli to jest ktoś, kto może mnie nie znać osobiście, ale kojarzy np. ciebie, bo byłaś moją gościnią. I wtedy trafia na mój podcast, widzi, że jest tam więcej odcinków z innymi, fajnymi kobietami i może zechce posłuchać ich więcej. Dodatkowo jestem w programie Onetu, gdzie Onet udostępnia moje odcinki, więc czasem słuchacze pochodzą właśnie z tego źródła.
Staram się też, żeby moje odcinki były łatwe do znalezienia przez wyszukiwarkę. Na przykład jeśli mam odcinek o ADHD albo o tym, jak nagrać podcast, to dbam o to, żeby były tam odpowiednie słowa kluczowe. Dzięki temu, gdy ktoś na Spotify chce posłuchać czegoś na konkretny temat, nie szuka konkretnego podcastu, tylko wpisuje np. ADHD i pojawia mu się kilka różnych propozycji. Ja mam dużo ruchu właśnie z takich wyszukiwań – od osób, które mnie nie znają, ale interesują się danym tematem. Ważne jest, żeby nazwa podcastu nie była zbyt poetycka, tylko żeby było wiadomo, o czym to jest.
Jesteś też mentorką i napisałaś e-book na temat robienia podcastu – czy bycie mentorką sprawia, że jesteś bardziej rozpoznawalna? Czy to jest dla ciebie też taka dodatkowa wartość?
Ja jestem zaangażowana w dwa takie projekty. Jeden jest na Uniwersytecie Warszawskim, mojej alma mater, więc bardzo się cieszę, że ukończyłam tę szkołę i mogę tam coś dać z siebie. Drugi projekt jest bardziej startupowy – często przychodzą osoby, które mają grant na jakiś projekt albo prowadzą startup. To taki drugi projekt, w którym pracuję. Ale bycie mentorką traktuję przede wszystkim jako dawanie światu czegoś od siebie. Nie robię tego tylko dla siebie, ani nie traktuję tego wyłącznie jako działalności, z której żyję i w której uczę ludzi robić podcasty. To dla mnie misja, bo podcasty właśnie tym są. Czuję, że podcast na pewnym etapie mnie uratował i sprawił, że jestem dziś inną osobą niż kiedyś. Dzięki temu nie traktuję tego jak zwykły produkt, który sprzedaję – widzę na sobie, jak to może pomóc innym. I bardzo się cieszę, patrząc na Twój projekt, bo to jest naprawdę budujące, jeśli ktoś to zrobi, nie podda się po tygodniu i to naprawdę działa.
Najgorsze chyba jest to, o czym rozmawiałyśmy na początku, kiedy przyszłam do ciebie na warsztaty – że żeby to naprawdę zaczęło działać, trzeba to robić non-stop. To jest trochę nużące, bo musisz cały czas wiedzieć, o czym mówić. Kiedy brakuje weny, kończysz jakiś temat, blog tematyczny, a potem musisz wymyślać coś nowego. Niekiedy z tym jest trudno. Ale tak jak mówiłaś wtedy, można to rozbudowywać, zapraszać gości. I wydaje mi się też, że cele, które stawia się na początku, trochę ewoluują – zwłaszcza jeśli chodzi o dawanie wartości w różnych obszarach.
A jak ty to widzisz, mając swój projekt videocast na YouTube, podcast w wersji audio i social media – czy te wszystkie kanały działają ze sobą synergicznie? Czy może na coś bardziej zwracasz uwagę, a coś uważasz za bardziej wartościowe w kontekście budowania marki?
Ja mam tak, że właśnie te rzeczy, takie jak podcast audio czy newsletter, zupełnie mnie nie męczą. To coś, co mogę zrobić naprawdę w każdym stanie psychicznym, bo to jest coś mojego. Mam poczucie, że nagrywam podcast na swoich warunkach – mogę to zrobić w pięciu częściach, dowolnie przerobić. To nie jest na żywo, więc nie jest to dla mnie stresujące. A z drugiej strony są social media, do których mam takie górki i dołki. Wiem, że naprawdę działają, ale Instagram na przykład bardzo wysysa energię i trudno przewidzieć efekty. To nie jest tak, że coś zrobię, pojawi się post i już. Czasami mamy jakiś post i jak na takim westernie, tylko kłąb lata.
To, że opublikujesz, to jest jedno, ale potem jest ileś rzeczy, na które nie mamy wpływu – algorytmy, nie taka pora, nie taki dzień. Niekiedy to przepada nawet wtedy, gdy wydaje ci się, że to będzie coś, co fajnie rezonuje i powinno dać duże zasięgi. Z perspektywy tego, co mówiłaś wcześniej o tym, że social media potrafią wysysać energię, zwłaszcza gdy jest się introwertykiem, ja mam tak samo – czasem męczy mnie budowanie tego wszystkiego, bo to kolejna rzecz, którą trzeba robić niestrudzenie i regularnie, żeby w końcu przyniosła efekt.
Patrząc na twoje doświadczenie, co byś doradziła osobie, która chce zacząć, ale boi się ekspozycji i oceny? Co powiedziałabyś komuś, kto, tak jak ja, przyszedł do ciebie na samym początku z zamiarem nagrania podcastu? Jak można się z tym dobrze poczuć?
Ja zawsze mówię ludziom, żeby najpierw sobie ustalili, dlaczego to robią, czyli nie tylko: Po co ja to robię?, ale też: Co chcę z tego uzyskać i jakie są moje motywacje? I bardzo często to właśnie te motywacje, nawet jeśli są nieracjonalne, działają najlepiej.
Nieracjonalne, czyli na przykład?
Na przykład z tą widocznością – nie czuję się widoczna, więc robię podcast, żeby być bardziej widoczna. Albo działam w bardzo męskim środowisku, gdzie jest mi trudno, więc chcę mieć podcast na moich zasadach, gdzie nikt mnie nie będzie spychał do kąta. Czasami ludzie mają marzenia z dzieciństwa, np. chcieli być panią redaktor albo DJ-em w radiu i nigdy im się to nie udało, a w podcaście mogą to wszystko mieć. Albo na przykład ludzie zakładają podcasty, bo jest jakiś inny podcast w ich branży, który ich po prostu denerwuje. Uważają, że prowadzący gada głupoty, nie jest ekspertem, a jakoś się lansuje. I takie projekty oraz takie motywacje działają najlepiej. Chodzi o to, żeby dotrzeć do tego, dlaczego chcę to zrobić, po co i co chcę z tego mieć. Bo, tak jak powiedziałaś, to jest trochę maraton. Robimy taki szalik na drutach. Nie jest tak, że zrobię to raz i już mi to wystarczy. Chodzi o to, żeby coś mieć z tego projektu. W branżach takich jak twoja jest to dość proste. Nawet jeśli jedna osoba z tego projektu się zgłosi, to już widzisz efekt.
Na takiej zasadzie, że przychodzi do mnie jeden klient na LinkedInie i to pokrywa koszty nawet na dwa lata, a może i więcej.
Dokładnie. Wtedy masz poczucie, że to ma sens. Tym, co chcemy z tego mieć, może być networking. Na przykład w mojej branży są różni ludzie i jeśli zaproszę ich na kawę, nie wiadomo, czy znajdą czas. Ale jeśli zaproszę ich do podcastu, to jakoś zawsze ten czas znajdą. Albo nie chcę być sama, tylko robić coś z innymi – wtedy podcast to sposób, żeby poznać osoby z mojej branży. Może coś razem zrobimy, może poczuję się mniej samotna. Każdy ma swoje powody. Może to być nauka nowych rzeczy, wychodzenie poza strefę komfortu, ale na własnych zasadach. Trzeba sobie to jasno ustalić na początku: co mnie napędza i co sprawi, że będę wiedzieć, że to wszystko ma sens. Bo wtedy będzie się chciało to robić, nawet gdy pojawią się przeciwności albo spotkasz się z krytyką. Jedna osoba skrytykuje, a ty zarobiłaś w tym czasie, więc myślisz sobie: Jakoś to przeżyję.
Biorę to na klatę, będę musiała z tym żyć. Bardzo często jest tak, że ludzie boją się oceny – że ktoś powie im, że opowiadają głupoty. Fala krytyki, że zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, jest dość duża.
Ale też na szczęście takie hejtowanie bardzo wychodzi już z mody. Ostatnio brałam udział w kampanii społecznej, która nazywa się: Nie hejtuję – motywuję.
To był chyba nawet jakiś taki duży kongres, prawda?
Tak, ale to nie jest tylko o tym, że jestem miłą osobą, więc nie będę krytykować obcych ludzi w internecie, których nie znam. To jest raczej o tym, że hejtowanie konkurencji, innych kobiet czy kogokolwiek, to jest teraz po prostu obciach. Jeśli napiszę coś niemiłego komuś pod swoim nazwiskiem na LinkedInie, to wcale nie sprawia, że wyglądam na ekspertkę, która wie, jak coś zrobić dobrze. To raczej wygląda tak, jakby coś było ze mną nie w porządku, jakbym miała jakieś problemy ze sobą.
To jest właśnie to, co zawsze powtarzałam – że to, co ktoś mówi o tobie, więcej mówi o nim niż o tobie. Ale dobrze, że to się zmienia, bo uważam, że niestety hejtem można naprawdę komuś sprawić przykrość. A ludzie często nawet się nad tym nie zastanawiają. Robią to zbyt mało refleksyjnie. Najczęściej też krytykują cię osoby, które nawet cię osobiście nie znają.
I same nic nie robią.
To może być sedno całego życia – najczęściej skrytykują cię osoby, które robią mniej od ciebie. To chyba najważniejsza rzecz.
Ale też ludzie sobie wyobrażają, że jak opublikują jeden odcinek podcastu i nikomu o tym nie powiedzą, to nagle spadnie na nich straszny hejt. A to nieprawda. W rzeczywistości – 200 osób słucha biernie, czyli np. jadą do pracy, słuchają jakiegoś podcastu, i nawet jeśli coś im się skojarzy, czy to pozytywnie, czy negatywnie, to zwykle nie mają czasu, a potem zapominają. Realnie może jedna na 100 osób, które posłuchają, będzie miała jakikolwiek komentarz do tego, co zrobiłam. Nie każdy jest hejterem. Część to są zupełnie normalni ludzie, którzy po prostu powiedzą, co im się skojarzyło albo napiszą: Ale fajny odcinek! I to może być nawet budujący feedback. A ludzie sobie wyobrażają, że to jest jakaś ogromna fala maili czy komentarzy, a tak naprawdę to tylko mały procent.
Na początku tego jest naprawdę niewiele. Pamiętam, że pierwsze odcinki miały może 5–6 polubień. Dopiero z czasem, kiedy robisz to regularnie, ludzie się przyzwyczajają i wtedy tych reakcji jest więcej. Ale właśnie o to chodzi, że trzeba zacząć i najzwyczajniej w świecie się nie bać.
A mogłabyś jeszcze opowiedzieć o swoich e-bookach – jak stworzyć i wypromować autorski podcast oraz jak wystąpić jako gość? Co jest ich wartością? Tak, żeby zachęcić osoby, które może na początku boją się skontaktować, żeby mogły same z nich wyciągnąć jakieś wnioski.
E-book to jest taka najprostsza wersja, żeby w ogóle zacząć ten temat, bo ja to mam w domu, mogę w każdej chwili do tego zajrzeć. Nie muszę mieć jakiegoś spotkania na żywo, które musi pasować do mojego planu. Mam też takie dwie ścieżki. Jak przychodzą do mnie osoby, to często – na jakimś tam etapie, jak rozmawiamy o tym podcaście – dochodzą do wniosku, że tak naprawdę nie potrzebują robić swojego własnego podcastu. Chociaż ja uważam, że każdemu to dobrze zrobi na głowę. Ale wiele osób chce zrobić film dokumentalny na dużą skalę albo dochodzi do wniosku, że im wystarczy, jeśli wystąpią jako gość. Pójdą z ciekawym tematem do jakiegoś podcastu, który już istnieje, opowiedzą, czym się zajmują.
To też jest umiejętność, której można się nauczyć – tak samo jak uczymy się robić podcast. Zaczynamy od tego, że w ogóle nie wiemy ani co, ani jak, a ktoś może nam to opowiedzieć w godzinkę i już możemy zacząć. Tak samo jest z występowaniem jako gość w podcaście. Bo na początku to wydaje się przerażające: Co, ja do podcastu?, a tak naprawdę wystarczy mieć dobry temat. Ja to widzę po sobie, bo prowadzę podcast z wywiadami, więc co tydzień potrzebuję kogoś, kto przyjdzie i opowie o czymś, co mnie interesuje. I wiem, że jeśli ktoś napisze do mnie sensownie, to jako podcasterka bardzo chętnie taką osobę zaproszę, bo stale potrzebuję treści i nowych odcinków. Trzeba tylko mieć konkretny temat. A konkretny temat to nie jest na przykład: Uczę ludzi robić podcasty, bo choć mnie się wydaje, że to ciekawe, to ludzie szukają czegoś innego. Ja uczę robić podcasty, ale ta osoba chce zyskać widoczność, zdobyć klientów albo chce się rozwijać.
Żeby miała jakąś wartość.
Dokładnie. Ludzie często do mnie piszą: Jestem coachem, Jestem fotografem, Zrobię odcinek o tym, że jestem coachem i będę przez godzinę mówić, że jestem coachem. A tak naprawdę ciekawszym tematem byłoby: jak wyjść z perfekcjonizmu albo jak poskromić swojego wewnętrznego krytyka. Czyli coś, co naprawdę jest ludziom potrzebne – a nie jak ja nazywam swoje narzędzie, bo ludzi to narzędzie w ogóle nie interesuje. Ty w swojej pracy też masz tak, że ktoś potrzebuje pieniędzy, żeby spełnić jakieś swoje marzenie albo zrealizować plan zawodowy – i to, jak ty to robisz dla siebie, tak naprawdę nikogo nie interesuje. Ludzi interesuje tylko to, żebyś rozwiązała ich problem.
Tak, i chyba przez pryzmat tego rozwiązywania problemu to wszystko najlepiej się sprzedaje – zarówno w kontekście postów, jak i podcastu. Czyli na takiej zasadzie, że kiedy ludzie nie wiedzą, jak coś porównać, a ja o tym opowiem, to wtedy pojawia się największy feedback. Z perspektywy mojej branży dużo daje też to, żeby mówić o rzeczach, które zazwyczaj są przedstawiane takim górnolotnym, finansowym językiem – w prosty sposób, tak żeby każdy to zrozumiał.
A powiedz mi, jeśli chodzi o rozpoczęcie współpracy – bo wiem, że masz i tę formę warsztatową, i pracę jeden na jeden – to jak myślisz, która z tych form najlepiej się sprawdza?
Jeśli patrzę na efekty ludzi, to praca jeden na jeden sprawdza się najlepiej. Wiadomo, że mam też taki warsztat, gdzie się przychodzi raz i dostaje wszystko, co potrzebne, żeby zacząć. Ale to jest trochę jak z warsztatami, na które ja sama chodzę – na przykład jak uszyć notes albo coś takiego. Robię to raz, na tych zajęciach, a potem już nigdy więcej, bo tak naprawdę chciałam po prostu spędzić ciekawie czas, zainspirować się, poznać fajne osoby. A praca jeden na jeden najczęściej przekłada się na to, że ktoś rzeczywiście robi ten podcast i potem robi go już regularnie. Nie na zasadzie, że zrobił sobie wizytówkę w sieci i jest zadowolony, że się pobawił tą formą, tylko zaczyna budować swój projekt. Taki, który jemu się sprawdza, który działa, który go nie męczy, który jest jego. Taki, gdzie ta osoba ma też swój własny głos, czuje, że robi to z serca – a nie, że musi się wpasować w jakąś formatkę, jak to często bywa w social mediach, bo inaczej to nie zadziała.
Dokładnie, trzeba być w określony sposób. Ale jak słuchałam twojego podcastu, to miałam wrażenie, że on łączy w sobie rozwój osobisty, zdrowy styl życia, mentalność. Skąd wzięła się nazwa Dobrostan? I jak ty to definiujesz w swoim życiu?
Jeśli chodzi o Dobrostan, to u mnie były dwie inspiracje. Pierwsza to moja super przyjaciółka, z którą zawsze rozmawiam, kiedy mam coś biznesowego do zrobienia. Ona często pomaga mi wybierać nazwy albo szukać inspiracji. A drugą inspiracją była mapa trendów. Mapa trendów wychodzi co roku i dzieli się na różne działy, więc można sobie zobaczyć, jak dana branża wygląda właśnie w tym kontekście. I spojrzeć na tematy, które są ciekawe nie tylko dla mnie osobiście, ale które w ogóle są trendami, są interesujące dla ludzi. Tych trendów jest mnóstwo i każdy może znaleźć coś w swojej branży.
U mnie to jest Dobrostan, bo to taki parasol, pod którym możesz mieć absolutnie wszystko jako osoba. Na przykład twoim dobrostanem może być to, że masz firmę i chcesz ją lepiej prowadzić albo robić fajniejszy marketing. Dobrostanem może być zdrowie, może być temat menopauzy u kobiet, zdrowia psychicznego, medytacji. Tak jak wiele osób robi coś odmóżdżającego – znam osoby, które są na poziomie, a oglądają na przykład freak fighty albo jakieś głupie trendy – to moim guilty pleasure są bardzo odjechane rzeczy new age’owe. Ja się tym naprawdę interesuję i to jest dla mnie bardzo ciekawy temat. Więc to też się mieści pod tym parasolem dobrostanu. To jest też taki temat, który nigdy się nie zamknie, bo on się rozwija razem ze mną.
I to się chyba zmienia, prawda? Każdy ma swoje rzeczy, które to określają. Dla jednych to będą pieniądze, dla jednych to będzie wolny czas, i tak dalej. Więc też mi się wydaje, że to może ewoluować. Z tej perspektywy – czy mogłabyś podzielić się historią gościa z twojego podcastu albo swoją własną historią, która ci najbardziej utkwiła w pamięci z tych wszystkich nagrań z pięciu lat?
Ja najbardziej lubię takie odcinki, gdzie naprawdę mam poczucie, że coś to zmieniło. Czyli nie tylko, że sobie pogadałyśmy, ale że coś z tego wynikło. Pamiętam, że miałam taki odcinek, gdzie poznałyśmy się z tą dziewczyną w ten sposób, że ona też była u mnie na kursie. Więc też to pokazuje, że życie się tak zaplata. Tak jak mogę teraz pogadać z tobą i to jest dla mnie super przyjemne. Ale to była dziewczyna, która chciała założyć podcast, ponieważ jej firma zbankrutowała i nikt jej nie chciał słuchać, bo była tak pośrodku, pomiędzy młotem a kowadłem. Ona zbankrutowała dlatego, że oszukał ją duży koncern, który był jej partnerem. Ale też, ponieważ ona zbankrutowała, pociągnęło to w dół jej klientów – zwykłych ludzi, takich jak ty i ja, którzy zapłacili za usługę, której nie mogła zrealizować, bo firma upadła. Wiadomo, że duży koncern sobie poradzi, bo ma budżet PR-owy i reklamowy, więc może wszędzie pokazywać swoją wersję wydarzeń. Zwykli ludzie mogą łatwiej przebić się do mediów. Jeśli ktoś zostanie oszukany, zapłaci za coś i nie dostanie tego, może pójść do mediów i opowiedzieć swoją wersję. Natomiast jej nikt nie chciał słuchać. Dlatego wymyśliła, że zrobi swój własny podcast jako platformę, na której będzie mogła opowiedzieć swoją wersję wydarzeń na własnych warunkach. I naprawdę nie jest to tylko terapia, że sobie pogada – to ma też realny wpływ, na przykład na to, że duży partner będzie musiał się z nią liczyć, bo coś z tego zostaje w internecie.
To ciekawa koncepcja. Wtedy ona może pokazać swoją wersję, bo z reguły nikt by tego tłumaczenia nie chciał słuchać. Bo tak jak mówisz, jeśli ktoś ma budżet, to będzie w stanie wykreować tę historię po swojemu.
Dokładnie. A podcast to coś takiego, co robię sama na swoich zasadach. A druga historia, którą lubię, to taki odcinek z tych bardziej new age’owych — o dziewczynie, która prowadzi warsztaty związane z czakrami. Pojechała do innego miasta zrobić te warsztaty i okazało się, że wszystkie osoby zapisały się właśnie dlatego, że posłuchały jej podcastu. W ten sposób dowiedziały się, że ona istnieje, wygooglowały ją i zobaczyły, że mogą mieć w swoim mieście warsztat właśnie z nią.
Powiem ci, że w kontekście tych guilty pleasure, o których opowiadasz, dzieją się teraz różne dziwne rzeczy. Pamiętam, jak dwa lata temu mój znajomy wymyślił gdzieś na Podlasiu coś takiego, że wracają do ceremonii pogrzebu bojownika.
O, super! Chętnie bym tam pojechała, naprawdę.
Powiem ci, że dla mnie to było jakieś wariactwo. Nie pamiętam dokładnie, z jakiego wieku to pochodzi, ale chodziło o to, żeby każdemu pokazać, że ostatecznie wszyscy skończymy w ziemi. Cały dzień spędzasz na kopaniu własnego grobu, a potem całą noc w tym wykopie, żeby sobie uświadomić, że wszystkie dobra doczesne to coś, co przeminie. Z perspektywy tego ludzie faktycznie tam jadą i faktycznie zmieniają swoje podejście.
A wiele fajnych projektów powstało też podczas pandemii. To właśnie coś podobnego, że wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma na co czekać.
Dokładnie. Zapętlamy się, chcemy szybko i dużo, a potem przychodzi pandemia i pokazuje, że są rzeczy, których nikt nie był w stanie przewidzieć, i nagle jesteśmy w zupełnie innym miejscu.
Może już na zakończenie: opowiedz, co teraz planujesz? Czy masz jakieś marzenia związane na przykład ze zbiorowymi projektami? Jakie są twoje plany?
Chciałabym występować jako gościni w podcastach, bo to jest super przygoda i naprawdę dobrze się z Tobą rozmawia. Bycie gościem jest też dużo mniej obciążające niż prowadzenie rozmowy. Widzę cię po tej drugiej stronie – musisz pilnować, żeby rozmowa trwała odpowiednio długo, miała sens. A ja po prostu siedzę i odpowiadam na pytania, i to jest dla mnie naprawdę fajne. To jest przykład czegoś, co można zrobić przy małym wysiłku, a co daje fajne efekty i często przekłada się na rezultaty. Mam też nowy projekt wideo, który jest w formacie dwóch prowadzących. Nie ma tam żadnych gości, tak jak w moim podcaście – tylko zawsze te same dwie osoby, które rozmawiają na różne tematy. To też jest dla mnie nowa przygoda. Podcast też stał się częścią mojego życia. Nawet kiedy mam takie okresy, że nic mi się nie chce, to są dwie rzeczy, na które zawsze mam ochotę: chodzić na moje zajęcia sportowe i nagrywać podcast.
A może myślisz o jakiejś książce w kontekście kontynuowania tych e-booków?
Myślałam właśnie o takim temacie jak marka osobista, bo to jest dla mnie bliski temat. Robimy ten podcast nie tak sobie, a muzom, tylko dlatego, że chcemy go robić dla siebie. Żeby budować siebie, żeby coś z tego mieć. Więc to jest na pewno coś, co jest na mojej liście. Ale też lubię takie spontaniczne rzeczy – że nagle wstajesz i masz na coś ochotę.
Wiesz co? Dla mnie to, w jaki sposób poprowadziłaś mnie na początku, sprawiło, że jestem dziś w tym miejscu i za to jestem ci bardzo wdzięczna.
Ale też powinnaś być ogromnie wdzięczna samej sobie, bo naprawdę wykonałaś niesamowitą pracę. I też za to, że ten podcast żyje.
Naprawdę bardzo mi na tym zależało. Przede mną jeszcze wyjście ze strefy komfortu w postaci videocastu, więc tam na pewno też się zobaczymy. Wymyślimy jakiś wspólny temat. Bardzo dziękuję za dzisiejszą rozmowę. Tak jak mówiłam – to, że tu jestem, że jest Spotify i cała reszta, zawdzięczam tobie. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie trwała, również na videocaście.
Dziękuję ci bardzo.